20 maja 2017

GULA

Pisanie o guli z pewnością niejednemu jego gula rozhuśta i to gula takiego, jak pięść przyłożona do gardła.
Łakomstwo, obżarstwo czy nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu (Jak zwał, tak zwał, a na jedno wychodzi!) jest jednym z siedmiu głównych grzechów chrześcijanina, słabego wiarą człowieka, wciąż kuszonego przez żądze.

Grzech ten, nietrudno zgadnąć, polega na tym, że pochłaniamy więcej pokarmów niż nam potrzeba do życia. Grzeszymy też, gdy pijemy więcej niż nam do życia potrzeba.
Życie chrześcijanina powinno odznaczać się opanowaniem i samokontrolą. I to nie tylko w jedzeniu czy piciu, ale we wszystkim.
Tutaj jednak tylko o tych pierwszych piszę.
W wykładach o nauce chrześcijańskiej mówi się, że grzech guli popełniamy podczas jedzenia bez potrzeby albo ponad potrzebę. 
Popełniamy ten grzech, gdy pożądamy pokarmów zakazanych w określonym czasie, jak choćby okresy postu, albo pożądamy lub objadamy się pokarmami zakazanymi całkiem.
Tutaj to jednak się kłania nauka Chrystusa, który jasno powiedział, że pokarm nie kala człowieka. 
Ja zatem idę w kierunku, że grzech guli popełniamy wtedy, gdy jemy ponad miarę, gdy ponad miarę pijemy. Popełniamy ten grzech, gdy traktujemy siebie jak śmietnik na jedzenie i cysternę na picie.
Robert Bellarmin już dawno twierdził, że skutkiem popełniania tego grzechu są: zaćmienie umysłu, próżna wesołość i gadanina, osłabienie duszy, jakieś dolegliwości, bólowe, a nawet ciężkie choroby.
Dla Jana Kasjana (tego od grzechów głównych) obżarstwo było najsłabszą gatunkowo wadą w łańcuchu grzechów prowadzących do całkowitego upadku.
Sugerować to może, że sam Jan Kasjan pojeść lubił niemało i może bez umiaru.
Jeśli o mnie idzie, to jasne, żem grzechem tym splamił nieraz moją znękaną duszę. Obżerałem się niczym rasowy hedonista i piłem ponad miarę! Oj, piłem bardzo dużo!
Od całkiem sporego czasu wyznaję jednak zasadę, że jem i piję po to, aby przeżyć i nabrać sił do życia na ten następny krok. Nic nie odkładam w biodra, a nawet z nich tracę.
Czuję się z tym dobrze – nie miewam zaćmień umysłu, na próżno się nie cieszę, nie gadam bez potrzeby, wzmacniam swoją duszę, nie mam z tego tytułu żadnych dolegliwości, bólów czy jakichś chorób. 
Myślę więc, że Bellarmin byłby rad ze mnie.
Najważniejsze jest jednak, że jam jest rad z siebie!
Umiarkowanie, nie tylko w jedzeniu i piciu, to, jak wszyscy wiedzą, nie wymysł chrześcijaństwa. Starożytni głosili zasadę złotego środka.

Tylko kto chce dziś słuchać o jakimś tam złotym środku!?
Bywajcie, obżartuchy, ci na diecie i głodni!

Bywajcie opilcy, abstynenci i ci w tej chwili spragnieni! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...