27 maja 2017

W raju za karę?

Z rozmów ze znajomymi wynika, że Anglia im nie służy, że nie spełniła ich oczekiwań jako miejsce pracy i tymczasowego życia. Mówią to osoby, które posmakowały emigracji w kilku krajach i teraz siedzą w Anglii.
Kazik twierdzi, że jest tu za karę i nie zagrzeje tu miejsca. Jest  zły, że nie załatwił sobie konta bakowego. Ciągle napotyka jakieś bariery ze strony instytucji.
Nigdzie za granicą tak mu się nie dłużyło, mówi, co oznacza, że nigdzie nie było mu tak źle, jak w Anglii.

Przygodę tutaj rozpoczął od tego, że po dwóch tygodniach pracy o mało nie wrócił do kraju za to, że nie chciał powiedzieć szefowi, kto obijał się w pracy. Kazik stwierdził, że nie będzie na nikogo kablował. Szef dał mu do wyboru, albo powie, albo traci pracę. nie powiedział, a szef zmienił zdanie, choć nie rozumie do dzisiaj, dlaczego Kazik krył tych, którzy już w większości dzisiaj nie pracują z nim.
Andrzej jest tu ponad 12 lat. Przedtem pracował cztery lata w Niemczech. Żałuje, że nie podpisał kontraktu i tam nie został.
Pracowałem tam cztery lata i cały czas byłem szczęśliwy. Tutaj jestem już ponad dwanaście lat i jeśli choć połowa z tego czasu była jakąś namiastką szczęścia, to będzie dobrze, mówi.
Krzysiek stwierdza, że jego pobyt w Anglii to jakaś kara, czyściec za to, co już zrobił. Trzeci raz tu jest, ponieważ tutaj jest kobieta, którą kocha i jego dzieci. Nic mu jednak tutaj nie wychodzi. Do tego kobieta zabrała dzieci i nosi się z wyciągnięciem z niego alimentów, ile się da. Do tego załatwia sobie benefity w związku ze statusem matki samotnie wychowującej dzieci.
To w Anglii wśród Polaków żaden wyjątek, jeśli idzie o sytuację Krzyśka.

Ja przyznaję, że to dziwny kraj. Zupełnie inny niż reszta Europy.
Nie jestem jakimś tam emigracyjnym lwem, ale doświadczam barier, o jakich, np. w Niemczech nawet nie pomyślałem.
Miałem to szczęście, że w pierwszych kontaktach z instytucjami miałem trochę pomocy. Teraz już sam sobie z tym radzę, ale nie zazdroszczę tym, którzy przyjeżdżają i sami musza się z tym mierzyć. To zupełnie inna bajka niż w kraju ojczystym.

Do tego razi mnie angielskie marnotrawstwo w każdej dziedzinie życia. Czyżby kolonialny styl życia tak silnie utkwił w genach wyspiarzy? To tylko jakaś próba wytłumaczenia tego, co tutaj widzę, a co widzę, tego na razie nie będę dokładnie opisywał dla spokoju ducha swojego.

Czy ja trafiłem zatem do angielskiego raju za karę?
Całkiem możliwe.
Na pewno nie czuję się tu szczęśliwy.

Nie mam jednak zamiaru odpuścić temu systemowi, dopóki nie osiągnę złożonych celów. Chyba, że Los pisze mi inny scenariusz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...