Z
rozmów ze znajomymi wynika, że Anglia im nie służy, że nie spełniła ich
oczekiwań jako miejsce pracy i tymczasowego życia. Mówią to osoby, które
posmakowały emigracji w kilku krajach i teraz siedzą w Anglii.
Kazik
twierdzi, że jest tu za karę i nie zagrzeje tu miejsca. Jest zły, że nie załatwił sobie konta bakowego.
Ciągle napotyka jakieś bariery ze strony instytucji.
Nigdzie
za granicą tak mu się nie dłużyło, mówi, co oznacza, że nigdzie nie było mu tak
źle, jak w Anglii.
Przygodę
tutaj rozpoczął od tego, że po dwóch tygodniach pracy o mało nie wrócił do
kraju za to, że nie chciał powiedzieć szefowi, kto obijał się w pracy. Kazik
stwierdził, że nie będzie na nikogo kablował. Szef dał mu do wyboru, albo
powie, albo traci pracę. nie powiedział, a szef zmienił zdanie, choć nie
rozumie do dzisiaj, dlaczego Kazik krył tych, którzy już w większości dzisiaj
nie pracują z nim.
Andrzej
jest tu ponad 12 lat. Przedtem pracował cztery lata w Niemczech. Żałuje, że nie
podpisał kontraktu i tam nie został.
Pracowałem
tam cztery lata i cały czas byłem szczęśliwy. Tutaj jestem już ponad dwanaście
lat i jeśli choć połowa z tego czasu była jakąś namiastką szczęścia, to będzie
dobrze, mówi.
Krzysiek
stwierdza, że jego pobyt w Anglii to jakaś kara, czyściec za to, co już zrobił.
Trzeci raz tu jest, ponieważ tutaj jest kobieta, którą kocha i jego dzieci. Nic
mu jednak tutaj nie wychodzi. Do tego kobieta zabrała dzieci i nosi się z
wyciągnięciem z niego alimentów, ile się da. Do tego załatwia sobie benefity w
związku ze statusem matki samotnie wychowującej dzieci.
To
w Anglii wśród Polaków żaden wyjątek, jeśli idzie o sytuację Krzyśka.
Ja
przyznaję, że to dziwny kraj. Zupełnie inny niż reszta Europy.
Nie
jestem jakimś tam emigracyjnym lwem, ale doświadczam barier, o jakich, np. w
Niemczech nawet nie pomyślałem.
Miałem
to szczęście, że w pierwszych kontaktach z instytucjami miałem trochę pomocy. Teraz
już sam sobie z tym radzę, ale nie zazdroszczę tym, którzy przyjeżdżają i sami musza
się z tym mierzyć. To zupełnie inna bajka niż w kraju ojczystym.
Do
tego razi mnie angielskie marnotrawstwo w każdej dziedzinie życia. Czyżby kolonialny
styl życia tak silnie utkwił w genach wyspiarzy? To tylko jakaś próba wytłumaczenia
tego, co tutaj widzę, a co widzę, tego na razie nie będę dokładnie opisywał dla
spokoju ducha swojego.
Czy
ja trafiłem zatem do angielskiego raju za karę?
Całkiem
możliwe.
Na
pewno nie czuję się tu szczęśliwy.
Nie
mam jednak zamiaru odpuścić temu systemowi, dopóki nie osiągnę złożonych celów.
Chyba, że Los pisze mi inny scenariusz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz