14 maja 2017

Ojczyzna na obczyźnie...

Tyle widzę ojczyzny na tej mojej obczyźnie, że czasami już nie wiem czy wyjechałem z kraju.
Angielskiej wódy, bywało, próbowałem trochę, ale nie czułem różnicy, tak samo upadla!
Piwo angielskie piłem, podobnie działa jak polskie. Niewielki efekt zawrotu, za to dużo sikania.

Nie piłem tutejszych „caidrów”, odpowiedniki polskich siarczanów. Znam kilku, którzy piją to angielskie badziewie i widzę, jak to badziewie strasznie ryje im głowy, to nie żałuję, zaprawdę, żem tego nie próbował. Ale siarczanów polskich przecież próbowałem i mogę stwierdzić, że nie ma tutaj też żadnej różnicy.
Dla mnie fajki angielskie, polskie, ruskie czy czeskie… to wszystko jednakie gówno, z którym muszę zerwać!
Tyle widzę ojczyzny na tej mojej obczyźnie, że czasami już nie wiem czy wyjechałem z kraju.
Moi znajomi tutaj dosłownie ciągną za sobą, ze sobą wszystko, co pachnie Polską, bo to jest ponoć najlepsze.
Lepsza jest polska wódka, angielska jest do dupy!
Angielskie piwo to siki w porównaniu z polskim.
Angielskich papierosów dosłownie się nie da palić, ruskie jeszcze przechodzą, a polskie to rarytas.
Angielski chleb nie ma smaku, polski chleb pachnie łanem malowanym zbożem rozmaitem…
Angielskie kiełbasy są niczym trociny z tartaku, polskie kiełbasy pachną na odległość.
Nawet kawały polskie są o niebo lepsze od tych mydlanych dowcipów rodem z Jasia Fasoli.
Coś w tym być musi po trosze, bo dostrzegam często, jak moi bracia Anglicy kupują polskie piwo, jak mówią głośno, że: Polish bee is good, Polish susage deliciosu, a o Polish woman, że są very, very beauty…, krążą niemalże legendy, ale niewiele w tym przesady.
Widzę w moich rodakach tutaj umiłowanie dosłownie wszystkiego, co im Polską pachnie. Pragniemy tutaj bardzo tego, na co w kraju najczęściej nie mogliśmy patrzeć, takie było denne.
A tutaj wszystko, co polskie, jest takie cudowne. Na angielskie badziewie nie ma nawet co patrzeć.
Co jest dobre w Anglii?
Waluta angielska jest dobra!
I jest coraz lepsze, gdy przelicznik jest dobry!
Reszta to o kant dupy, nie warto o tym mówić!

 I teraz ja ,dziwoląg, który nie wstydzi się tego, żeby głośno mówić, że chce spróbować angielskiej kiełbasy, jem angielskie pieczywa, piję angielskie mleko, wodę mineralną, palę angielskie fajki, wcinam angielskie słodycze, angielskie płatki owsiane zalewam angielskim mlekiem…
I w ogóle mówię znajomym, że chciałby tutaj spróbować tego, co angielskie, a zatem dla mnie obce.
Wtedy to moi rodacy gotowi mnie palcami wytykać i szepczą za plecami albo walą z mostu, ze takiego dziwaka to ze świecą szukać i nie warto z nim gadać o sprawach istotnych.
Niektórzy próbują tłumaczyć, człowieku, zastanów się trochę, przecież to nie ma sensu, żeby tym obcym badziewiem napychać swoje trzewia, zwłaszcza, gdy rarytasy polskie masz praktycznie pod ręką.
Wiem, odpowiadam spokojnie, ale nie uważam, żeby angielskie żarcie było gorsze lub lepsze od żarcia polskiego. Jest p prostu inne.
Angielskiej wódy, bywało, próbowałem trochę, ale nie czułem różnicy, tak samo upadla!
Piwo angielskie piłem, podobnie działa jak polskie.
Nie piłem tutejszych specyfików nazwanych „cider”, odpowiedniki polskich siarczanów. Znam kilku, którzy piją to angielskie badziewie i widzę, jak to badziewie strasznie ryje im głowy, to nie żałuję, zaprawdę, żem tego nie próbował. Ale siarczanów polskich przecież próbowałem i mogę stwierdzić, że nie ma tutaj też żadnej różnicy.
Dla mnie fajki angielskie, polskie, ruskie czy czeskie… to wszystko jednakie gówno, z którym muszę zerwać!

Przyznam jednak na koniec, że angielskie żarcie w zdecydowanej większości chowa się przy polskim. A to, co tutaj może człowiekowi smakować, to nie ma nic wspólnego z miejscową wyspiarską kuchnią. Przyjechało na Wyspy z innymi, jak Polacy, odmieńcami, którzy jak ja i inni próbują tu znaleźć raj! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...