Polak na emigracji może nieźle,
czyli więcej niż dobrze, zarabiać, może jeździć dobrym samochodem, wynajmować
wygodne mieszkanie lub dom w spokojnej okolicy, może mieć znajomych krajowców,
może mieć dobre stosunku z szefostwem firmy i być, ogólnie mówiąc, dobrze ustawionym,
a mimo to, jeśli ma okazję coś wartościowego z firmy buchnąć, to buchnie bez
mrugnięcia oka labo jeśli można firmę okantować, to kantuje ją z twarzą
pokerzysty.
Robi to, żeby mieć więcej,
niż ma; żeby mieć więcej niż mają inni; a może, po prostu – robi to z
przyzwyczajenia i dla zasady?
Już słyszę krzyki –
uogólnienie, nie wszyscy, niesprawiedliwe… itp.
Wiem, że uogólnienie,
dlatego uściślę, ponieważ przyszło mi to na myśl z kilku konkretnych powodów.
Mój sąsiad twierdzi, że
jeśli z pracy czegoś nie wyniesie, to uważa dzień za stracony.
Znajomy codziennie ma
wypchane kieszenie jakąś drobnicą, która mnie do niczego by się nie przydała,
ale, jak on twierdzi, może się wszystko przydać.
Inny znajomy perfidnie
wynosił elementy, żeby później wykorzystywać je na tak zwanych fuchach.
Wszyscy wymienieni raczej
do zamożnych nie należą. Jedni to cwaniacy, drudzy szczerzy ludzie. Nie wiem, dlaczego
zatem ci drudzy to robią.
Natomiast wczoraj to już
mnie zatkało. Facet pomyka naprawdę niezłym autem. Ma ugruntowaną pozycję w
firmie. Jego żona też. A zauważyłem, jakby coś bunkrował w swoim wymuskanym
samochodziku.
Może na złodzieju czapka
gore i pomyślałem akurat o tym, że coś skubnął, bo sam noszę w sobie jakiś
narodowy gen skubacza, podprowadzacza albo kogoś tam w tym rodzaju!
Nie wiem!
Dostrzegam jednak, że nam
się wszystko przydaje i to jest między innymi jeden z wielu znaków
rozpoznawczych nas jako nacji na obczyźnie.
A że ogólnie!
Wiem!
Wiem też, że wyjątki
potwierdzają regułę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz