3 maja 2017

W Małpiarni myślę o Majowym

Tytuł może sugerować, że narzekam, ale nie. choć nie układa się po mojej myśli, to nie mam zamiaru narzekać na to, że ludzie chcą ze mną gadać i przebywać w moim towarzystwie. 
Zresztą zmienię tytuł i będzie po sprawie. Wstęp nie już zostanie. A jaki był pierwszy tytuł? "Znów się zaczyna". Ten jest, moim zdaniem, nieco lepszy!

Zacznę od tego, że wczoraj przespałem swoje emigracyjne smutki. Jak się okazało dzisiaj, to całkiem dobry sposób na odpędzenie chandry. Już w pracy założyłem sobie, że po powrocie i kąpieli położę się na godzinę. Kiedy się jednak położyłem i zasnąłem, po przebudzeniu stwierdziłem, że wcale nie chce mi się wstawać. Zamknąłem laptopa, nie zrobiłem nic z zaplanowanych czynności i położyłem się spać dalej. Dzisiaj natomiast wstałem wyspany i z ochotą ruszyłem do roboty.
Polecam.
W pracy Andrzej mi opowiadał, jak to Anglii odrabiał zaległości i tyły z Polski. Teraz jest już na zero, a nawet do całkiem przodu.
Ile ci to zajęło? Zapytałem.
Cztery lata. Usłyszałem w odpowiedzi.
Cztery lata. Pomyślałem. Zatem mnie zostało jeszcze tylko trzy? pomyślałem też sobie, że cztery lata to realny czas, żeby być do przodu i to całkiem sporego.
W pracy dzisiaj znowu ktoś tam krzyczał za mną, żebym podszedł do niego, bo chce ze mną pracować. Stałem z boku z nadzieją, że dostanie mi się jakieś samodzielne zadanie i będę mógł sobie rozmyślać dowoli. Nic z tego. Gadania zatem było co niemiara. Nie miałem nawet czasu posłuchać lekcji języka angielskiego, jak to miałem w zwyczaju czynić, a co staje się w pracy powoli tylko marzeniem.

Wiecie przecież, że każdy chce przebywać i gadać z mądrym człowiekiem! Nieprawdaż?
Ale zabrzmiało!
Boże wybacz!
Dzisiaj z rana jeden ze znajomych na przywitanie mówi: Jak mnie wszystko boli, jak mi się nie chce pracować. Co ja robie w tej Małpiarni, ja chcę do Polski. W Polsce w takim stanie leżałbym pewnie na oddziale intensywnej terapii, a tutaj stawiam się do roboty. Nie wiem czy to cud, czy moja oczywista głupota?
Ale później się trochę rozruszał, choć do końca dnia lepiej było się do niego nie odzywać. Humoru nie poprawiło mu nawet majowe słońce.
Odkąd zaczął się maj, myślę o Majowym, ale nie nabożeństwie w kościele, tylko Majowym na polskich wsiach. W poniedziałek pomyślałem, no teraz to mama będzie codziennie chodziła na Majowe. Opuszcza je tylko wtedy, gdy leży w szpitalu. Innego powodu, jak dotychczas, nie zauważyłem. To piękne, proste, ludowe nabożeństwo. Szkoda, że odchodzi bezpowrotnie, jak drewniane kapliczki z kurpiowski rozstajów.
Takie nabożeństwa jak Majowe sprawiają, że czuję dyskomfort, gdy psioczę na formę w religii z pominięciem jej treści. To wszystko dlatego, że ludzie prości potrafią naprawdę pięknie i głęboko wierzyć, a rytuał kościelny często to spłyca. Sami wierni zaś są nierzadko wykorzystywani przez kościelną instytucję.


Pozdrawiam z Małpiarni Robin Hooda wszystkich Polaków  uczęszczających na Majowe! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...