Nie przestaję uczyć się
języka angielskiego, ale, wiecie, nie mam zamiaru ani tutaj, ani w Polsce: take a shower, tylko niezmiennie brać prysznic.
Znajomość języka potrzebna mi
jest jedynie do komunikacji, a nie tego, żeby stać się kimś innym, niż jestem and I'm know that my way isn't wrong!
Ciągle to zmieniam kursy w necie,
choć i tak najlepiej, gdy mam okazję pogadać z anglojęzycznymi przedstawicielami
homo sapiens. A mam teraz taką okazję codziennie i chwalę to sobie.
Ale wracając do tych kursów w
necie. Zauważyłem, że te polskiego autorstwa to taka papugownia, że strach po jakimś
czasie tego słuchać.
Do tego zauważyłem, że my w ogóle
nie szanujemy czyichś pomysłów i praw autorskich. Niektórzy to ściągają dosłownie
całe frazy, zdania, opowiadania od innych.
Obłęd.
To tak, jakbym ja chciał wydać
książkę, powiedzmy pod tytułem X i zerżnął toczka w toczę Małego Księcia, podpisując się pod tym.
Postanowiłem w końcu rzucić to
w cholerę i znalazłem kilka kursów angielskich, choć tutaj też lepiej nie jest,
ale jeszcze idzie wytrzymać.
Słucham też online angielskich
komiksów na różnych poziomach znajomości języka. Zainteresowanym polecam. Fajna
zabawa. Nie męczy, a można się z językiem osłuchać, jak cholera.
Jasne, że nie odkrywam nowych
lądów stwierdzając, że sieć to dżungla i każdy bierze z niej, co chce, a później
wrzuca to jako swoje.
My jednak tak wcale robić nie
musimy, nieprawdaż?
Zbrzydły mi zatem już typowe
lekcje języka angielskiego i wychodzę ze swoim kalekim angielskim na ulicę, żeby
na angielskim bruku co nieco oszlifować obcą wciąż tak chropowatą dla mnie mowę!
Czytam też codziennie znaki drogowe
i wszelkie sklepowe afisze, dostępne w witrynach fastfoodów menu…
I tak mi czas tutaj leci w anglojęzycznym
świecie, z którego Was po polsku pozdrawiam serdecznie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz