Muszę jednak coś zmienić z
tym moim tutaj mieszkaniem.
Nie dzisiaj i nie jutro,
nawet nie przed wyjazdem, ale nie chcę już wracać tutaj na stare śmieci.
Kurczę, włożyłem w to
miejsce sporo swojej pracy i poznałem tu naprawdę szczerych ludzi, ale jak
bardzo są szczerzy, tak też ostro żyją. Nie mam, dosłownie, nikogo, z kim
mógłbym na trzeźwo pogadać.
No nie, jest Młody, ale z
Młodym na dłuższą metę się nie da, a poza tym, nie ma z nim mowy o takim
gadaniu, o jakim myślę.
W wolnym czasie nie
wychodzę z norki, bo gdzie bym nie trafił, to albo znajomi już są na rauszu,
albo nad rauszem pracują, albo rausz planują.
To męczy jak cholera mieć znajomych
na rauszu. Nie, nie dlatego, że sam postanowiłem na rauszu nie być. To nie ma nic
wspólnego z moją abstynencją. Po prostu chciałby z kimś pogadać, np. to tym, że
warto rano wstawać i stawać do boju o kolejne godziny w miarę gonie przeżyte; że
czasem trzeba przegrać, żeby móc być zwycięzcą i tym podobne sprawy na pierwszy
rzut oka absurdalne.
Takie fajne gadanie, jak na
przykład z Adamem, moim dobrym znajomym, kolegą, przyjacielem, który teraz w Antwerpii
czy innej części Belgii też walczy na obczyźnie i którego pozdrawiam.
Dlatego postanowiłem, że jeszcze
przed wyjazdem rozpuszczę tutaj wici wśród swoich znajomych, że kiedy będę powracał,
to dam im wcześniej znać, a oni niech mi ogarniają jakiś cichy kąt.
Czy tutaj, gdzie jestem, jestem
i może źle?
Nie, ale czuję, że stanąłem
w miejscu. A mnie nie o stanie w miejscu w moim życiu idzie, tylko, żeby codziennie
robić mały krok.
Jeśli plany przestaną kiedyś
być planami, to zostaną mi stąd naprawdę dobre wspomnienia!
A teraz zaraz paciorek, a później
do łóżeczka, bo jutro kolejne wyzwanie pt. Dzień w pracy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz