Od
starszego syna nauczyłem się tego, że powinienem być w każdej chwili gotowy do
drogi. Dlatego mam praktycznie wszystkie rzeczy pod ręką. Gdyby mi ktoś
powiedział. Zbieraj się, jedziemy! To w ciągu kilku minut będę gotowy do drogi!
Dużo
o tym pisałem, że jestem wędrowcem, że jestem gotowy do drogi itd. Jednak nie
do końca mi to w życiu wychodziło. Teraz będzie ‑ dziś jest w Nottingham, a jutro
może gdzie indziej. Nic mnie tutaj nie trzyma!
Natomiast
od młodszego syna uczę się spontaniczności. Oczywiście nie wypada mi już, jak
jemu, wpadać ze złości w śmiech, z rozpaczy w radość itp. Wiek zmusza mnie do
tego, żebym był bardziej zrównoważony i trzymał swoje emocje na wodzy.
Trudno
mi to wytłumaczyć, ale w takim rzucaniu się z „zimnego” w „gorące” jest myśl
biblijna, żebyśmy byli albo zimni, albo gorący, broń Boże – letni! Rozdrapię tę
myśl w sobie i będę podglądał szkraba, który rośnie mi jak na drożdżach i tylko
patrzeć, jak ojca przerośnie, z czego szczerze się cieszę!
Mam
też teraz wspaniałych nauczycieli w osobach niektórych moich rodaków na
emigracji. Wierzcie mi, nie wyobrażałem sobie, żeby ludzie tak potrafili się
zachowywać, tak mówić albo żyć.
Codziennie
zachwycam się coraz to kolejnymi przykładami z tego typu bajki, jak nie żyć,
żeby rano lustro nie pękało.
Zaczynam
nawet lubić to swoje przerażenie, gdy jestem świadkiem niektórych zachowań.
Wiem, wiem. Lepiej zamilknąć, niż ogłaszać to światu. Niech to na razie
zostanie tylko w mojej głowie.
Co
jeszcze u mnie? Pytacie!
Angielska
codzienność!
Robi
się coraz cieplej na dworze i w duszy. W tej drugiej to z powodu zbliżającej
się podróży, a że i cieplej na dworze, to w sumie bardzo fajnie!
Przyjechałem
tu po to, żeby się uczyć i mam to czego chciałem. Mam nawet w nadmiarze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz