11 maja 2017

Nie lubię miasta...

Kiedy szukam spokoju, idę na cmentarz.
Cmentarze, najlepiej te już zamknięte dla pochówków, ponieważ wtedy rzadko spotykam na nich żywych, są współczesną oazą spokoju i prawdy.
Z reguły jednak cmentarze, nawet te czynne, są miejscami, gdzie człowiek może stanąć twarzą w twarz ze swoim życiem.
Tylko cmentarze potrafią takie być.
Współczesne miasta, z zatłoczonymi ulicami, pełne są żywych, którzy dawno umarli, nie mają jednak czasu, aby to zauważyć i zrozumieć.

Wracając z dworca autobusowego w Nottingham, gdzie nie tak dawno odprowadziłem swojego syna, powiedziałem sobie w pewnym momencie, że byłbym skończonym idiotą, gdybym zachwalał to miejsce, w którym się właśnie znajduję i w którym przyszło mi przeżyć ostatnich kilka miesięcy.
To takie samo, jak tysiące innych miast na świecie – miejscami brudne, śmierdzące, z setkami albo tysiącami domów w stanie ruiny; bezdomnymi, zagubionymi wśród tłumu ludźmi; zatłoczonymi ulicami; tysiącami złamanych ludzkich życiorysów, dziurawymi  chodnikami.
Wprawdzie znam tu miejsca, które można pokazać bliskim i znajomym i które mogą zachwycić na chwilę oko tych, którzy lubią oglądać coś tam z tak zwanych atrakcji miejskich czy turystycznych.
Nie zmienia to jednak faktu, że jest to betonowa dżungla, jakich wiele na tym świecie. Wszystkie są do siebie łudząco podobne i naprawdę trzeba być skończonym idiotą, żeby zachwalać takie miejsca.
Zawsze, kiedy szukam tutaj spokoju, uciekam na cmentarz. Cmentarze, najlepiej te już zamknięte dla pochówków, ponieważ wtedy rzadko spotykam na nich żywych, są oazą spokoju i prawdy.
Z reguły jednak cmentarze, nawet te czynne, są miejscami, gdzie człowiek może stanąć twarzą w twarz ze swoim życiem.
Powtórzę, to oazy spokoju, prawdy i ciszy…, tego wszystkiego o czym my, żywi, zapomnieliśmy.
Tylko cmentarze potrafią takie być.
Współczesne miasta, z zatłoczonymi ulicami, pełne są żywych, którzy dawno umarli, nie mają jednak czasu, aby to zauważyć i zrozumieć.
Za każdym rogiem domu, w każdym zaułku czai się ludzkie zło.
Nie mogę zachwalać tego miejsca.
Życie tutaj jest dla mnie wygnaniem z mojego człowieczeństwa. Muszę jednak tu być, ponieważ uwikłałem się w życie na niby i trzeba teraz wiele spraw wyprostować.
Patrzę na kalekie drzewa, przycięte na wymiar, żywymi płatkami kwiatów opłakują zmarłych i żywych. Wstydliwie szumią liśćmi, jakby się bały, że kiedy bardziej będą rzucały się w oczy, może to w pewnym momencie przeszkadzać ludziom, a ci są bezwzględni w usuwaniu ze swojej drogi tego, co im rzekomo przeszkadza.
Nie mogę zachwalać tego miejsca, gdzie w tej chwili jestem. To nie jest miejsce przyjazne człowiekowi. Widzę tu codziennie setki ludzi ze spuszczonym wzrokiem, ludzi, którzy uciekli w krainę obłędu, ludzi wystraszonych, zrezygnowanych, uśmiechających się na haju, krzyczących w narkotycznej ekstazie, zapijających kolejną życiową porażkę, o której już nawet nie wiedza, że porażką jest.
Słyszę tutaj codziennie kilka języków. To taka miniaturka dawnej Wieży Babel, których (znów) tysiące na tym świecie.
Czasami myślę – Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?
Albo – Boże, mój Boże, czemuś opuścił to miejsce, w którym jestem?
Albo jeszcze inaczej – Boże mój, Boże, kto stworzył to miejsce, w którym tak mało albo wcale miejsca dla Ciebie?

To miejsce musiało być bardzo ładne, zanim człowiek postawił tu swoją stopę i zaczął realizować swoje pomysły.
Kiedyś będzie tutaj znów dziewiczy las.
Kiedyś będzie tutaj znów bardzo ładnie!
Na pewno będzie!
Musi tylko zabraknąć ludzi.
Na pewno zabraknie! 
Takie oto myśli krążą mi po głowie, gdy chodzę ulicami Nottingham.
To nie jest euforia!

To próba rzeczownej oceny rzeczywistości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...