Kiedy
szukam spokoju, idę na cmentarz.
Cmentarze,
najlepiej te już zamknięte dla pochówków, ponieważ wtedy rzadko spotykam na
nich żywych, są współczesną oazą spokoju i prawdy.
Z
reguły jednak cmentarze, nawet te czynne, są miejscami, gdzie człowiek może stanąć
twarzą w twarz ze swoim życiem.
Tylko
cmentarze potrafią takie być.
Współczesne miasta, z zatłoczonymi
ulicami, pełne są żywych, którzy dawno umarli, nie mają jednak czasu, aby to
zauważyć i zrozumieć.
Wracając
z dworca autobusowego w Nottingham, gdzie nie tak dawno odprowadziłem swojego
syna, powiedziałem sobie w pewnym momencie, że byłbym skończonym idiotą, gdybym
zachwalał to miejsce, w którym się właśnie znajduję i w którym przyszło mi
przeżyć ostatnich kilka miesięcy.
To
takie samo, jak tysiące innych miast na świecie – miejscami brudne, śmierdzące,
z setkami albo tysiącami domów w stanie ruiny; bezdomnymi, zagubionymi wśród
tłumu ludźmi; zatłoczonymi ulicami; tysiącami złamanych ludzkich życiorysów,
dziurawymi chodnikami.
Wprawdzie
znam tu miejsca, które można pokazać bliskim i znajomym i które mogą zachwycić
na chwilę oko tych, którzy lubią oglądać coś tam z tak zwanych atrakcji
miejskich czy turystycznych.
Nie
zmienia to jednak faktu, że jest to betonowa dżungla, jakich wiele na tym
świecie. Wszystkie są do siebie łudząco podobne i naprawdę trzeba być
skończonym idiotą, żeby zachwalać takie miejsca.
Zawsze,
kiedy szukam tutaj spokoju, uciekam na cmentarz. Cmentarze, najlepiej te już
zamknięte dla pochówków, ponieważ wtedy rzadko spotykam na nich żywych, są oazą
spokoju i prawdy.
Z
reguły jednak cmentarze, nawet te czynne, są miejscami, gdzie człowiek może stanąć
twarzą w twarz ze swoim życiem.
Powtórzę,
to oazy spokoju, prawdy i ciszy…, tego wszystkiego o czym my, żywi, zapomnieliśmy.
Tylko
cmentarze potrafią takie być.
Współczesne miasta, z zatłoczonymi
ulicami, pełne są żywych, którzy dawno umarli, nie mają jednak czasu, aby to
zauważyć i zrozumieć.
Za
każdym rogiem domu, w każdym zaułku czai się ludzkie zło.
Nie
mogę zachwalać tego miejsca.
Życie
tutaj jest dla mnie wygnaniem z mojego człowieczeństwa. Muszę jednak tu być,
ponieważ uwikłałem się w życie na niby i trzeba teraz wiele spraw wyprostować.
Patrzę
na kalekie drzewa, przycięte na wymiar, żywymi płatkami kwiatów opłakują
zmarłych i żywych. Wstydliwie szumią liśćmi, jakby się bały, że kiedy bardziej
będą rzucały się w oczy, może to w pewnym momencie przeszkadzać ludziom, a ci
są bezwzględni w usuwaniu ze swojej drogi tego, co im rzekomo przeszkadza.
Nie
mogę zachwalać tego miejsca, gdzie w tej chwili jestem. To nie jest miejsce
przyjazne człowiekowi. Widzę tu codziennie setki ludzi ze spuszczonym wzrokiem,
ludzi, którzy uciekli w krainę obłędu, ludzi wystraszonych, zrezygnowanych,
uśmiechających się na haju, krzyczących w narkotycznej ekstazie, zapijających
kolejną życiową porażkę, o której już nawet nie wiedza, że porażką jest.
Słyszę
tutaj codziennie kilka języków. To taka miniaturka dawnej Wieży Babel, których (znów)
tysiące na tym świecie.
Czasami
myślę – Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?
Albo
– Boże, mój Boże, czemuś opuścił to miejsce, w którym jestem?
Albo
jeszcze inaczej – Boże mój, Boże, kto stworzył to miejsce, w którym tak mało
albo wcale miejsca dla Ciebie?
To
miejsce musiało być bardzo ładne, zanim człowiek postawił tu swoją stopę i
zaczął realizować swoje pomysły.
Kiedyś
będzie tutaj znów dziewiczy las.
Kiedyś
będzie tutaj znów bardzo ładnie!
Na
pewno będzie!
Musi
tylko zabraknąć ludzi.
Na
pewno zabraknie!
Takie
oto myśli krążą mi po głowie, gdy chodzę ulicami Nottingham.
To
nie jest euforia!
To
próba rzeczownej oceny rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz